Galop z przeszkodami
To nie był mecz, w którym Padwa przez 60 minut siedziała wygodnie za sterami, ale mimo tego żółto-czerwoni wygrali z KSSPR Końskie 28:26 (14:12). Po dwóch seriach gier zespół Marcina Czerwonki nadal otwiera więc pierwszoligową tabelę.
Zamościanie przystąpili do pojedynku bez kontuzjowanego (uraz kostki) Bartosza Skiby. Jeżeli dołożyć do tego absencję Jakuba Kłody, to gospodarze musieli radzić sobie bez filarów środka defensywy. A to trochę tak, jakby uwodzić ładną dziewczynę uśmiechem bez dwóch jedynek na przodzie. Nie w pełni sił był też Tomasz Fugiel, co oznaczało, że Padwa przystępowała do rywalizacji z konecką ekipą mocno osłabiona.
I już początek spotkania pokazał, że nie będzie to pojedynek z gatunku tych, w których rozpędzone pendolino mija spalinowy parowóz. Zespół Roberta Napierały grał twardo i dopiero w 13 min. żółto-czerwoni po raz pierwszy wyszli na prowadzenie 5:4. Do końca tej odsłony gry trwała męska wymiana ciosów (czasami dosłownie) dająca Padwie dwubramkową przewagę (14:12). Po zmianie stron, przy ogłuszającym dopingu pełnej hali kibiców, zamościanom udało się zgiąć kark przyjezdnym i w 47 min. wyjść na prowadzenie 22:16.
– Wystarczyło dosłownie dotknąć i byłoby po meczu. Niestety, po raz kolejny zawiodła koncentracja. Rywale zmienili system bronienia, wyszli do naszych dwóch rozgrywających wyżej i nie bardzo potrafiliśmy sobie z tym poradzić – zauważył Marcin Czerwonka.
W efekcie na dwie minuty przed końcem zrobiło się już tylko 25:24, a temperatura w hali OSiR znowu przypominała tę z tropików. W nerwowej końcówce ważną piłkę obronił Patryk Plaszczak, a nerwy na wodzy utrzymali kolejno Adrian Adamczuk, Hubert Obydź i Paweł Puszkarski, pieczętując wygraną 28:26 (14:12). Końska dawka emocji przyniosła więc kolejne trzy punkty.
– Wiadomo, że na parkiecie mieliśmy tylu samo graczy co Końskie, ale nie ukrywam, że nasze braki kadrowe miały wpływ na przebieg meczu. Tak jak się spodziewaliśmy, przeciwnicy wydali nam bitwę i wcale nie chcieli w niej przegrać. Tym bardziej jednak nasza wygrana jest cenniejsza – podsumował spotkanie Marcin Czerwonka.
Podobnie sobotnie stracie ocenia kapitan zamojskiej siódemki.
– Trzy punkty cieszą, ale pozostaje niedosyt, bo wydawać się mogło, że w pewnym momencie mieliśmy już mecz pod kontrolą. Popełniliśmy jednak kilka prostych błędów i rywal nas niemal dopadł. Na szczęście mamy w Zamościu niesamowitych kibiców, którzy zawsze w takich momentach dodają nam skrzydeł. Tak było i tym razem, za co w imieniu drużyny bardzo dziękuję – powiedział Szymon Fugiel.
A już w piątek (04.10, godz. 19.00) w ramach trzeciej kolejki pierwszej ligi (gr. C) Padwa zagra w Ostrowcu Świętokrzyskim z KSZO.
MKS Padwa Zamość – KSSPR Końskie 28:26 (14:12)