Marek Zychla – sylwetki autorów publikacji “Horror na Roztoczu”
W ramach promocji publikacji “Horror na Roztoczu” ( www.horrornaroztoczu.pl ) prezentujemy sylwetki autorów oraz ilustratorów.
Z ogromną przyjemnością oraz niekłamaną satysfakcją przedstawiamy jednego z autorów:
MAREK ZYCHLA
Marek Zychla jest trzydziestoparolatkiem śmiało stawiającym pierwsze kroki w literackim światku.
Biolog, emigrant – na stałe mieszkający w Irlandii, księgowy, mąż i ojciec, który zakochał się w książkach.
Miłośnik fantastyki i s-f, fan Stephena Kinga, Terry’ego Pratchetta i drużyny piłkarskiej z Liverpoolu. Domator, przyjaciel dobrej kuchni, muzyki sprzed lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia i komiksów – zarówno nowych, jak i tych równie starych jak on.
Publikował w antologiach:
* „Teorie spisków” wydawnictwa Craiis – opowiadanie: „Kriodestrukcja”.
* „Transgeniczna mandarynka” wydawnictwa Morpho – opowiadania: „Transgeniczna mandarynka”, „Irlandzkie śniadanie”, „List do M.”, „Odważny Todzik i Skorpcio z Galapacoś” i „Nie zabija się dziadka”.
* „Toystories” wydawnictwa Morpho – opowiadanie: „Ostatnia sipka węgla”.
* „Człowiekiem jestem” wydawnictwa Morpho – opowiadanie: „Blizny”.
Jego wczesne teksty można znaleźć na portalu literackim fantastyka.pl. Autor pisze tam pod pseudonimem koik80.
Również portal literacki „Ex Fabula” zamieszcza regularnie jego teksty; zarówno opowiadania, jak i publicystykę.
Z końcem roku powinna ukazać się pierwsza powieść autora zatytułowana „Annwn. Scheda Gigantów”.
ROZMOWA Z MARKIEM ZYCHLĄ
Gdzie ukryta jest studnia, z której czerpiesz inspiracje? Skąd spływa na Ciebie natchnienie?
Najlepsze pomysły są jak dobre filmy – delektuję się z nimi wieczorami i liczę na to, że dopowie coś do nich sen. A w ciągu dnia kolekcjonuję metafory, zapisuję gdzie się tylko da porównania – przyjść do głowy potrafią w najmniej oczekiwanych chwilach, a mają skłonność do ucieczki.
Droga do pierwszej publikacji zwykle jest kręta i długa. Nie każda też prowadzi do mainstreamowego Rzymu. Jak udało Ci się ją pokonać i dokąd zmierzasz stukając w klawiaturę?
Po przeczytaniu dwóch wyjątkowo nieudanych książek wschodzących gwiazd polskiej fantastyki postanowiłem spróbować swoich sił, wychodząc z założenia, że po paru latach osiągnę podobny do nich poziom.
Rzeczywistość okazała się – jak zwykle – brutalniejsza. Dwa lata zajęło mi szlifowanie warsztatu, całe stado życzliwych i zdolnych osób pomogło mi opanować niesforne pióro.
Każdego dnia uczę się czegoś nowego, podpatruję klasyków jak i debiutantów. Nabrałem pokory i zaraziłem się tą pisarską pasją.
Największą frajdę sprawia mi pisanie humoresek, najlepiej z niepokojącą fabułą, z jakimś para-filozoficznym smaczkiem. Ostatnio zanurzam się w horrorach, ale unikam makabry. Zaczytuję się w Kingu, Abrahamsie, Kańtoch, Dukaju. Trzymam rękę na literackim pulsie.
Czy masz w swoim portfolio jakieś znane dzieła? Uważasz, że odnosisz sukcesy na tym polu?
Dla mnie wszystko się tak naprawdę dopiero zaczyna. Zadebiutowałem w dwóch antologiach: w „Transgenicznej mandarynce” wydawnictwa Morpho oraz w „Teoriach spisku” wydawnictwa Crais. Obie w zasadzie pachną jeszcze drukarską farbą. Do tego doszły „Człowiekiem jestem” i „Toystories” – zbiory opowiadań drugiego ze wspomnianych wydawnictw.
Z końcem roku – właśnie odpukuję w niemalowane drewno – powinna ukazać się moja pierwsza powieść pod tajemniczym tytułem „Annwn”.
A nie rozpatruję tego w kategoriach sukcesu lub klęski. Nigdy nie potrafiłbym przyznać komuś nagrody w stylu: artysta/pisarz/malarz roku. Sztuka nie jest lekkoatletyką i oby nigdy nie była wymierną.
Robię to, co kocham. A nie zawsze tak było.
Jak wygląda praca nad tekstem w wykonaniu Marka Zychli? Jakieś porady dla początkujących?
Kartka papieru i długopis zawsze znajduje się pod ręką. Najczęściej sięgam po nie w środku nocy, gdzieś na granicy jawy i snów.
Później trzeba te bazgroły odczytać, przemyśleć i rozklepać tysiącami znaków.
Trwa to długimi godzinami, zwykle pozytywnie wyczerpującym ciągiem, w zasadzie każdego niemal dnia – raczej po, a nie przed pracą.
Rozklikane bywają weekendy i urlopy, zaglądam do komputera i w święta.
Poza tym pisanie to przede wszystkim miłość do literatury, do książek i szereg uczuć – niekoniecznie pozytywnych – do świata i drugiego człowieka.
I najważniejsze: pisarz nie może istnieć bez czytania.
Jak pracowało Ci się nad tekstem opracowanym na podstawie gotowej koncepcji? Lepiej niż nad swoimi pomysłami? Gorzej?
Inaczej. Znów starałbym się unikać szufladkowania sztuki. Nowe doświadczenia łączą się (jakimś magicznym kabelkiem) z generatorem twórczej energii, skrytym gdzieś pośrodku drogi między sercem, a rozumem.
Uczestniczenie w czyimś koszmarze może być przyjemne. Dzielenie go z kimś i niejako dośnienie również. Rozświetliłem oniryczne mroki, doprawiłem, rozwałkowałem, przemieliłem, spanierowałem, podgotowałem – kurczaki, robię się głodny…
A tak na poważnie, to z przyjemnością się do tego zabrałem i przyjemność ta nie opuszczała mnie do ostatniej kropki. Mam nadzieję, że da się to w opowiadaniu wyczuć.
Jak szlifujesz swój warsztat? Kursy/ książki/ czytanie/ inne formy działalności artystycznych?
Portale literackie swego czasu posłużyły mi za wszystkie kursy. Ludzie nie szczędzą na nich słów krytyki – głównie konstruktywnej, oczywiście.
Sprawdzeni beta czytacze – tu ukłon w stronę Barbary Mikulskiej – też są nie do przecenienia.
O czytaniu mistrzów pióra nie muszę wspominać.
Jakie masz inne zainteresowania artystyczne poza pisarstwem?
Uwielbiam gotować – nawet przy moim liberalnym podejściu do pojmowania sztuki nie nazwałbym jednak tego mojego pichcenia „artystycznym zainteresowaniem”.
Kiedyś grywałem na perkusji, ale nie bez powodu mawiają, że nie da się wielu srok łapać za ogon.
Nie samą strawą artystyczną człowiek żyje. Czym jeszcze interesuje się Marek Zychla?
Ponoć z najmniej istotnych rzeczy na świecie najistotniejsza jest piłka nożna, to i mnie kibicowanie potrafi przywabić. Poza tym przy dwójce dzieci wszelakie hobby schodzą na drugi, zwykle pozahoryzontalnie daleki plan.
Czym szczególnie chciałbyś się pochwalić?
Kolekcją książek, przyjaciółmi, a przede wszystkim żoną i dziećmi. Reszta niech pozostanie milczeniem.
Jakie masz plany literackie? Czy planujesz niedługo wydanie czegoś własnego?
Na koniec roku planowana jest publikacja mojej pierwszej powieści „Annwn. Scheda Gigantów”, w której nietypowy polski emigrant zmagać się będzie z niebezpieczeństwami o wiele poważniejszymi niż kiepska znajomość języka…
Powieść dla młodych dorosłych, dla nastolatków i każdego, kto uwielbia przygody – nie tylko te na papierze.
Jak zareagowałeś, kiedy dowiedziałeś się, że weźmiesz udział w tym projekcie?
Entuzjazm, okrzyki radości, podsufitowe podskoki, turlanie się po dywanie, toasty – nie tylko szampańskie…
A na poważnie, to bardzo się ucieszyłem i mam nadzieję, że przełożyło się to na jakość zaprezentowanego opowiadania.
Czy wiedziałeś (w momencie tworzenia), że wszystkie pomysły do opowiadań są inspirowane snami pomysłodawcy projektu? Co o tym myślisz? Czy podoba Ci się pomysł tworzenia książki na podstawie snów?
Wiedziałem, bo do projektu przystąpiłem niejako na ostatniej prostej, wspomagając się pisarskim sprintem.
Od pomysłu do książki zawsze prowadzi długa droga. Najlepsze z nich spalają na panewce, a te z pozoru cudaczne potrafią mile zaskoczyć, potrafią w ogóle zaskoczyć. Te drugie uważam za dobre, a do nich zaliczyłbym ten projekt.
Snów pomysłodawcy nie zazdroszczę, tak poza tym. Kto przeczytał, ten wie.
Czy ty także podczas tworzenia inspirujesz się swoimi snami? Korzystasz z zasobów podświadomości?
Sny mają to do siebie, że nie zawsze na kartce wyglądają imponująco. Przynajmniej mniej rewelacyjnie niż… w snach.
Bardzo lubię wykorzystywać motyw snu w swoich opowiadaniach, ale same sny wymagają zawsze obróbki. Trzeba w nie tchnąć parę ton realizmu, a to nigdy nie jest łatwe, nawet w fantastyce.
Jak współpracowało ci się z wydawnictwem w ramach projektu?
Z mojej strony mogę tylko wydawnictwo pochwalić. Współpraca przebiegła sprawnie i – co najważniejsze – owocnie.
Mam nadzieję, że nie powiedzieliśmy sobie jeszcze ostatniego słowa.
Czy uważasz, że wydawnictwo robi coś pozytywnego podejmując się wydania zbioru mrocznych opowiadań, których akcja dzieje się na Roztoczu? Czy według Ciebie tego brakowało?
Do tej pory nie zetknąłem się, szczerze mówiąc, z tego typu projektem. Nie wiem, czy ktoś wcześniej w tej formie reklamował Roztocze. Pomysł przewrotny, świeży i miejmy nadzieję trafiony w sam środek czytelniczych gustów.
Czy jesteś zadowolony z efektów wspólnej pracy?
Póki co tak, nawet bardzo. Nie mogę doczekać się książki, tego naszego koszmarnego dziecka.
Czy tematyka horroru jest ci znana?
Od paru miesięcy aż za bardzo.
Czy chciałbyś przeżyć historię opisywaną w twoich opowiadaniach?
W moim opowiadaniu słowo „przeżyć” jest bardzo… na miejscu. I na miejscu bohatera chciałbym baaardzo przeżyć.
Jaki fragment / pomysł ze stworzonych historii najbardziej utkwił Ci w pamięci?
Hrubieszów przedzielony murem. Zło i dobro, którego ni da się nigdy od siebie oddzielić i samotność przeplatana lękiem.
Spodobał mi się ten koszmar choć wymagał dopracowania i dobrze, bo to nawiązaliśmy współpracę. Poczułem od razu mroczny klimat tej opowieści i to, że to może być i mój koszmar. Bez tego nie podjąłbym się tego zadania.
Czy lubisz horrory/ powieści/ filmy grozy?
Lubię Stephena Kinga i tego typu grozę. Makabry nie znoszę. Chyba, że ma coś na celu.
Co myślisz o takiej literaturze? Czy uważasz, że jest potrzebna?
Dobra literatura jest potrzebna. Świetnie napisane horrory są wartością samą w sobie: budzą emocje; na dłużej pozostają w głowie.
Czy byłeś kiedyś na Roztoczu? Jakie wrażenia?
Przespacerowałem się po ulicach Hrubieszowa… siedząc przy komputerze. Google zabrało mnie na ten spacer. Podobało mi się i mam nadzieję, że uda mi się do Was kiedyś trafić.
Niestety mieszkam w Irlandii i dzielą nas przeszło dwa tysiące kilometrów.
Czy mroczna wizja Roztocza, jako miejsca pełnego niebezpieczeństw wydaje Ci się być rzeczywista?
Myślę, że właśnie ten kontrast – między urokliwym Roztoczem, a koszmarnymi wizjami – jest największym atutem tej antologii. Piękno i bestialstwo zawsze ładnie się komponują.
Czy tworzenie historii, których akcja dzieje się na Roztoczu sprawi, że w przyszłości wybierzesz się odwiedzić to miejsce? Będziesz odwiedzał je częściej?
Z pewnością odwiedzę Hrubieszów, gdy tylko nadarzy się taka okazja. Czuję więź z tym miastem; poznałem je dzięki temu projektowi, choć nigdy w nim jeszcze nie byłem. Dziwne. Przerażające trochę 😉
Czy uważasz, że umiejscowienie akcji opowiadań na Roztoczu spowoduje wzrost jego atrakcyjności? Czy wręcz odwrotnie?
Taka akcja może tylko pomóc. Przykładem jestem ja sam. Już się nie mogę doczekać spaceru wzdłuż ulicy Wodnej. A może i wejdę do pubu? Poznam Jakuba? Wyobrażę sobie ten mur…
Dziękujemy bardzo za rozmowę i czekamy na publikację, by móc razem z Panem przemierzać mroczne alejki Hrubieszowa podzielonego murem.