Derby na ostrzu noża
Takiego spotkania ligowego w zamojskiej hali OSiR jeszcze nie było. A jeśli było, to na pewno bardzo dawno temu. Po niezwykle emocjonujących 60 minutach Padwa Zamość zremisowała z Azotami II Puławy 31:31 (13:18).
O takich spotkaniach zazwyczaj mówi się, że było doskonałe dla kibiców, a koszmarne dla trenerów. Nic dodać, nic ująć – zwroty akcji, niewymuszone błędy, zmarnowane rzuty karne. Wszystko to skumulowało się w ciągu jednego zaledwie meczu. Ten, kto w sobotnie popołudnie zrezygnował z oglądania konkursu skoków narciarskich na MŚ w Lahti, a przyszedł na mecz piłki ręcznej, z pewnością nie żałował.
Derby mają to do siebie, że wyzwalają dodatkowy ładunek emocji. Rywale zza miedzy robią wszystko aby pokazać wyższość na przeciwnikiem, co z pewnością przekłada się na jakość zawodów.
O takich spotkaniach zazwyczaj mówi się, że było doskonałe dla kibiców, a koszmarne dla trenerów. Nic dodać, nic ująć – zwroty akcji, niewymuszone błędy, zmarnowane rzuty karne. Wszystko to skumulowało się w ciągu jednego zaledwie meczu. Ten, kto w sobotnie popołudnie zrezygnował z oglądania konkursu skoków narciarskich na MŚ w Lahti, a przyszedł na mecz piłki ręcznej, z pewnością nie żałował. Derby mają to do siebie, że wyzwalają dodatkowy ładunek emocji. Rywale zza miedzy robią wszystko aby pokazać wyższość na przeciwnikiem, co z pewnością przekłada się na jakość zawodów. Przez znakomitą część spotkania to puławianie nadawali ton rywalizacji na parkiecie. Gospodarze niby próbowali nawiązać walkę, ale w ich poczynaniach zarówno w ataku jak i obronie brakowało dokładności i chłodnej kalkulacji. Zawodnicy Azotów natomiast imponowali luzem i raz po raz dziurawili zamojską bramkę. Szczególnie efektownymi rzutami, w samo okienko, popisywał się Kacper Adamczuk. Wychowanek Padwy w przerwie letniej zmienił barwy klubowe i był to dla niego pierwszy występ przed zamojską publicznością po kilkumiesięcznej przerwie. Co więcej, Adamczuk w sobotę obchodził urodziny i bardzo chciał sprawić sobie miły prezent.
Sęk w tym, że rozgrywający Azotów w drugiej połowie doznał bolesnego stłuczenia uda i do końca spotkania już nie pojawił się na parkiecie. Inny z motorów napędowych gości, Kamil Śliwiński, w decydującej fazie meczu uszkodził nadgarstek i w związku z tym jakość jego gry znacznie spadła.
Zamościanie zwietrzyli swoją szansę i w końcówce spotkania bardzo mocno przycisnęli. Bezpieczna dotąd przewaga, wynosząca nawet siedem bramek (17:24 w 40 min), zaczęła z minuty na minutę topnieć.
Swoje oddzielne zawody rozgrywała kapitalna zamojska publiczność, która tego popołudnia wspięła się na absolutne wyżyny dopingu. Drużyna uskrzydlona wsparciem z trybun znacznie podkręciła tempo.
Przełomowym momentem był rzut karny dla Azotów w 55 min, kiedy to pojedynek z Wojciechem Wnukiem przegrał Kacper Mchawrab. Było wówczas 27:31 dla przyjezdnych, ale po tym wydarzyło się coś niesamowitego. Szymon Fugiel (dwukrotnie), Karol Nowicki i Piotr Gałaszkiewicz doprowadzili do nierealnego dotychczas remisu. Co więcej, w ostatniej akcji meczu zamościanie wywalczyli rzut karny. Do linii siódmego metra podszedł Paweł Maciocha, ale nie wytrzymał próby nerwów i przegrał pojedynek z Emilem Wiejakiem.
Hala OSiR dosłownie eksplodowała potężnym ładunkiem emocji. Została pewna nutka niedosytu z powodu straconej szansy na wygraną, ale ogólny bilans meczu trzeba uznać za udany.
PADWA ZAMOŚĆ – AZOTY II PUŁAWY 31:31 (13:18)
Padwa: Bąk, Mróz, Wnuk – Fugiel 10, Maciocha 7, Styk 4, Pieczykolan 3,Samoszczuk 3, Gałaszkiewicz 2, Maroszek 1, Nowicki 1, A. Adamczuk, Sałach, Romańczuk.
Azoty II: Sętowski, Wiejak – Śliwiński 8, Mchawrab 5, Urbaniak 4, K. Adamczuk 4, Mielczarski 4, M. Górnik 3, P. Górnik 1, Wójcik 1, Bielański 1. Sędziowali: Saluk, Masierak (Lublin). Widzów: 300. Kary: Padwa – 22 min; Azoty II – 12 min.